Przetrwanie autorytarnych w coraz większym stopniu wiąże się z podziałem władzy i budowaniem instytucji, dwoma procesami, które wielu politologów tradycyjnie zaniedbuje. Nawet tak bystrzy obserwatorzy współczesnej polityki, jak Zbigniew Brzeziński i Carl Friedrich, powiedzieli czytelnikom o ich klasycznej dyktaturze i autokracji z 1965 roku, aby całkowicie zapomnieli o instytucjach: „Czytelnik może się zastanawiać, dlaczego nie omawiamy„ struktury rządu ”, a może” konstytucja tych totalitarnych systemów. Powodem jest to, że te struktury mają bardzo małe znaczenie ”. Takie sztywne ramy koncepcyjne mogły pomóc w zrozumieniu stalinizmu, ale ta perspektywa jest zbyt uproszczona, aby wyjaśnić wiele z tego, co dzieje się w dzisiejszych autorytarnych państwach, które są zajęte organizowaniem wyborów, ustanawianiem parlamentów i wspieraniem ich sądownictwa. Jeśli autorytarne reżimy są na tyle śmiałe, aby zezwolić na wybory z własnych powodów, dlaczego sądzimy, że nie pozwolą również na prowadzenie blogów z powodów, których zachodni analitycy mogą jeszcze nie być w stanie zrozumieć? „Instytucje, o których często twierdzą studenci autorytaryzmu, są tylko„ ubierankami ”- pisze Adam Przeworski, profesor nauk politycznych z New York University. “Ale dlaczego niektórzy autokraci mieliby ochotę ubrać własne okna?” Rzeczywiście, dlaczego? W ciągu ostatnich trzydziestu lat politolodzy odkryli wiele możliwych motywacji: niektórzy władcy chcą zidentyfikować najbardziej utalentowanych biurokratów, zmuszając ich do udziału w pozorowanych wyborach; niektórzy chcą kooptować swoich potencjalnych wrogów, oferując im udział w przetrwaniu reżimu i umieszczając ich w bezsilnych parlamentach i innych słabych, quasi-reprezentatywnych instytucjach; niektórzy chcą po prostu rozmawiać o demokracji, która pomaga im pozyskiwać fundusze z Zachodu, a instytucje – zwłaszcza jeśli są to łatwo rozpoznawalne instytucje powszechnie kojarzone z liberalną demokracją – to wszystko, o co Zachód zwykle prosi. Wydaje się jednak, że najbardziej nowatorscy dyktatorzy nie tylko organizują pozorowane wybory, ale też potrafią otoczyć się blaskiem nowoczesnej technologii. Jak inaczej wytłumaczyć wybory parlamentarne w 2009 roku w byłej radzieckiej republice Azerbejdżanu, gdzie rząd zdecydował się zainstalować pięćset kamer internetowych na stacjach wyborczych? To był dobry PR, ale nie uczynił wyborów bardziej demokratycznymi, ponieważ większość manipulacji miała miejsce nawet przed kampanią wyborczą tozpoczęty. Takie posunięcie mogło mieć bardziej złowrogie konsekwencje. Jak Bashir Suleymanly, dyrektor wykonawczy Azerbejdżańskiego Centrum Monitorowania Wyborów i Nauczania o Demokracji, powiedział dziennikarzom w przeddzień wyborów: „Lokalne organy wykonawcze i organizacje finansowane z budżetu państwa instruują swoich pracowników, na kogo powinni oddać głos i zastraszają ich przez kamery internetowe, które rejestrują ich udział i na kogo głosują ”. Władze rosyjskie również uważają, że przejrzystość, jaką zapewniają kamery internetowe, może wzmocnić ich demokratyczną wiarygodność. Po dewastujących letnich pożarach, które zniszczyły wiele wiosek w fali upałów 2010 roku, Kreml zainstalował kamery internetowe na placach budowy nowych domów, aby proces ten można było obserwować w czasie rzeczywistym (nie powstrzymało to narzekań przyszłych właścicieli domy; mieszkając na prowincji, nie mieli komputerów ani nie umieli korzystać z internetu). Instytucje mają znaczenie, a dyktatorzy uwielbiają je budować, choćby po to, by przedłużyć ich władzę. Względną użyteczność Internetu – zwłaszcza blogosfery – należy analizować w podobny sposób instytucjonalny. Niektórzy blogerzy są po prostu zbyt przydatni, aby się ich pozbyć. Wielu z nich to utalentowane, kreatywne i niezwykle dobrze wykształcone jednostki – i tylko krótkowzroczni dyktatorzy woleliby z nimi walczyć, kiedy można ich użyć bardziej strategicznie. Na przykład o wiele bardziej przydatne jest budowanie środowiska, w którym blogerzy mogą służyć jako symboliczne symbole „liberalizacji”, pakowane do konsumpcji krajowej lub zagranicznej lub przynajmniej tam, gdzie można na nich liczyć, pomagając w tworzeniu nowych pomysłów i ideologii dla skądinąd głodujące intelektualnie rządy. Nic dziwnego, że w wielu autorytarnych państwach podjęto już próby zinstytucjonalizowania blogowania. Urzędnicy w niektórych państwach Zatoki Perskiej wzywają do tworzenia stowarzyszeń blogujących, podczas gdy jeden z czołowych rosyjskich biurokratów zaproponował niedawno utworzenie „Izby blogerów”, która mogłaby ustalić standardy dopuszczalnego zachowania w blogosferze, tak aby Kreml nie uciekać się do formalnej cenzury. W rzeczywistości, rzecz jasna, w takich izbach blogujących prawdopodobnie będą pracować prokremlowscy blogerzy, co jest kolejnym sposobem na ukrycie faktu, że rosyjskiemu rządowi udaje się kontrolować Internet bez formalnego blokowania tylu stron internetowych