Kiedy w styczniu 2009 r. Li Qiaoming, dwudziestoczteroletni wieśniak mieszkający w pobliżu miasta Yuxi, głównego ośrodka prowincji Yunnan na południowym zachodzie Chin, został aresztowany za nielegalne pozyskiwanie drewna, nie wiedział, że ma tylko dwa tygodnie życia. Zamknięty w celi numer 9 więzienia Puning County, przypadkowo uderzył głową o drzwi, grając „unikaj kota” – chiński odpowiednik „chowanego” – z innymi skazanymi. W każdym razie tak brzmiało wyjaśnienie miejscowego wydziału policji do rodziców Li, kiedy kazano im iść i zabrać jego zwłoki. W ciągu kilku godzin śmierć Li stała się przyczyną celebry w chińskiej blogosferze. Internauci szybko oskarżyli policję Yunnan o paskudne i słabo zawoalowane tuszowanie. QQ.com – jedna z najpopularniejszych witryn w Chinach – przyciągnęła ponad 70 000 komentarzy na ten temat, a oskarżenia rozprzestrzeniły się błyskawicznie. Chińskie władze miały na głowie poważne zamieszki w sieci. Sposób, w jaki postanowili poradzić sobie z tym incydentem, pokazuje rosnącą ewolucję kontroli Internetu w Chinach i jest gotowy do wprowadzenia przyszłych podręczników propagandy internetowej. Zamiast wysyłać cenzorów do usunięcia setek tysięcy gniewnych komentarzy, publicznie skontaktowali się z chińskimi internautami i zaprosili ich, aby zostali „śledczymi sieci”, prosząc ich o pomoc w zbadaniu komórki numer 9 i napisanie raportu, który mógłby wyeliminować wszelkie wątpliwości wydarzyło się naprawdę. Wydawało się to rozsądnym rozwiązaniem i pomogło stłumić napięcia – przynajmniej chwilowo. O pracę ubiegało się ponad tysiąc kandydatów; komitet składający się z piętnastu osób został należycie utworzony i wysłany do aresztu w celu sporządzenia ostatecznego raportu o śmierci Qiaominga. „Przeszłe doświadczenia pokazały, że wątpliwości internautów nie zmienią się ani nie odejdą z czasem” – powiedział Wu Hao, starszy urzędnik z wydziału propagandy Yunnan, który kierował kampanią, dodając, że „kwestia opinii publicznej w Internecie musi być rozwiązane metodami internetowymi ”. Metody te miały na celu nadanie priorytetu otwartemu i zdecentralizowanemu podejmowaniu decyzji; nie było lepszego sposobu na zaprezentowanie demokratyzacji rządów Chin niż utworzenie komisji „netizen”. Samo zlecenie było tylko formalnością. Śledczym nie pozwolono nawet oglądać nagrań z kamery monitorującej celę. Jak można było przewidzieć, sporządzony przez nich raport nie był rozstrzygający; mogli tylko powiedzieć, że brakowało im dowodów, by orzekać. Ale policja, która musiała znać prawdziwą przyczynę śmierci Li z dużym wyprzedzeniem, wykorzystała szum w Internecie wywołany opublikowaniem raportu, aby publicznie przeprosić swoich rodziców, ujawniając, że był bity przez innych więźniów. Zdobądź kolejny punkt propagandowy za pokazanie pokory chińskiej policji. To był cyfrowy public relations w najlepszym wydaniu. To, co mogło stać się poważną odpowiedzialnością dla rządu, stało się okazją do pochwalenia się ich zaangażowaniem w demokratyzację. Chińscy wizjonerzy propagandowi mogliby dać szansę większości zachodnich kolegów. Biorąc pod uwagę, że cenzura była łatwym wyjściem, wybrali mądrze. Dostawa nie była doskonała: po tym, jak chińskie „wyszukiwarki ludzkiego mięsa” przeprowadziły kontrolę piętnastu inspektorów obywatelskich, którzy wchodzili w skład komisji, okazało się, że prawie wszyscy z nich byli obecnymi lub byłymi pracownikami państwowych mediów. Prawdopodobnie była to gafa, którą chińskie władze prawdopodobnie naprawią w przyszłości. (To powiedziawszy, chińskie media państwowe mają w zwyczaju zatrudniać mało znanych aktorów, którzy udają przechodniów, kiedy kręcą uliczne wywiady na ważne tematy ze zwykłymi ludźmi. Aktorzy mogą leżeć przynajmniej z powagą). Co najciekawsze, rząd Korei Południowej, być może podążając za przykładem Chin, zastosował ostatnio podobny schemat do przeciwdziałania plotkom w Internecie i uspokojenia własnych internautów w sprawie, która była znacznie bardziej wybuchowa. Kiedy wielu w blogosferze, a nawet niektórzy w tradycyjnych mediach, zaczęli wątpić w oficjalne wyjaśnienie, że południowokoreański okręt wojenny Cheonan został utopiony przez torpedę z Korei Północnej, podejrzewając, że Korea Północna została wykorzystana jako straszydło do ukrycia niekompetencji lub czegoś bardziej złowrogiego operacja krajowa, rząd nie zdecydował się dalej antagonizować blogerów. Zamiast tego ogłosiła, że wybierze dwudziestu użytkowników Twittera, dziesięciu blogerów internetowych, trzydziestu dziennikarzy studenckich, pięciu przedstawicieli stron internetowych portalu i pięciu urzędników państwowych, którzy zwiedzą wrak, losowo wybierając ich spośród kandydatów. Jednak rząd Korei Południowej poszedł o krok dalej niż chiński, umożliwiając wszystkim uczestnikom robienie zdjęć i nagrań wideo – to państwowy triumf dziennikarstwa obywatelskiego. Jednak ich plany mogły zostać zniweczone przez władze Korei Północnej, które niewiarygodnie szybko skolonizowały również kapitalistyczną cyberprzestrzeń. W sierpniu 2010 roku przenieśli swoją kampanię propagandową przeciwko Południu na Twittera, zakładając konto – rzekomo za pośrednictwem swoich zagranicznych zwolenników – mające na celu zakwestionowanie południowokoreańskiej wersji wydarzeń stu czterdziestu postaci na raz.